„40 lat minęło...” - Stanisław Walendowski od 1977 r. prowadzi zakład zegarmistrzowski!

2017-03-19 09:00:00 Bartosz Moch

Równo od 40 lat Stanisław Walendowski prowadzi swój zakład przy ul. Śródmiejskiej, nieopodal Głównego Rynku w Kaliszu. Jak sam twierdzi przyzwyczaił się już do tego miejsca i swojego zawodu, dlatego ciężko mu się z nim teraz rozstać. Pomimo, że mógłby już odpoczywać na emeryturze zamierza jeszcze trochę popracować… Przynajmniej tak długo, na ile pozwoli zdrowie.

fot. bm
fot. bm

Swój fach pan Stanisław kontynuuje po ojcu, który również był zegarmistrzem i przez wiele lat prowadził zakład przy ul. Kanonickiej. To właśnie tam naukę zawodu rozpoczynał Stanisław Walendowski: – Wszystko zaczęło się od tego, że gdy skończyłem szkołę podstawową w wieku 14 lat, jednocześnie rozpocząłem naukę zawodu zegarmistrza w warsztacie ojca. W międzyczasie musiałem uczęszczać wieczorowo do zasadniczej szkoły zawodowej, bo taki był obowiązek, że uczeń pobierający naukę u mistrza zdobywał również wiedzę teoretyczną. Po skończeniu zawodówki zrobiłem jeszcze technikum samochodowe, cały czas ucząc się również zawodu zegarmistrza i już go wykonując. Tacie była potrzebna pomoc, bo coraz bardziej zaczęło mu szwankować zdrowie, chorował na serce – opowiada pan Stanisław.

W połowie lat 70-tych Stanisław Walendowski z ojcem zostali zmuszeni – przez ówczesne władze – do znalezienia nowej lokalizacji zakładu. Ostatecznie padło na malutką powierzchnię znajdującą się w bramie przy ul. Śródmiejskiej 4. – W tamtych czasach był problem z lokalami, nie było tylu sklepów co dziś, więc trzeba sobie było jakoś radzić. To był dokładnie styczeń 1977 r. Wyremontowaliśmy to małe pomieszczenie i zacząłem już samodzielnie działać, bo tacie zdrowie nie pozwalało dłużej pracować. Wkrótce potem zmarł.

Nic się nie zmieniło…

Zakład od 1977 r. niemal w ogóle się nie zmienił. – To wszystko, co się przez ten czas tutaj zebrało, to jest efekt spędzonych w tym miejscu 40 lat – kontynuuje Stanisław Walendowski i dodaje: – W sumie aktywny zawodowo jestem już ponad 50 lat. To bardzo długi czas i pewne nawyki pozostały. Dlatego wciąż tutaj przychodzę i prowadzę ten biznes. Zamierzam robić to tak długo, na ile pozwoli na to zdrowie moje i mojej żony. Małżonka chciałaby żebym już dał sobie spokój i przeszedł na emeryturę, ale przez tyle lat musiała się już przyzwyczaić do mojego podejścia do zawodu (śmiech).

Pan Stanisław podkreśla jednak, iż czterdzieści lat temu łatwiej, niż dziś, było prowadzić zakład zegarmistrzowski. Konkurencja była bowiem zdecydowanie mniejsza i, pomimo iż o części zamienne było znacznie trudniej, ludzie bardziej potrzebowali jego usług, bo… częściej nosili zegarki. – Dziś wszyscy mogą sobie sprawdzić godzinę w telefonie czy w samochodzie. Ten zawód w postaci, w jakiej ja go wykonywałem, już się niestety kończy – nie ma złudzeń zegarmistrz z Kalisza.

Duma przede wszystkim z dzieci

Stanisław Walendowski pomimo tak wielkiego doświadczenia i wielu stałych klientów, którzy przychodzą do niego od lat, „bo przecież nikt nie naprawia zegarków tak, jak pan Stanisław” nie uważa swojego zakładu za największy życiowy sukces. Jak podkreśla, najważniejsza jest dla niego rodzina. – Warsztat jest dla mnie miejscem pracy, gdzie wykonuję zawód. Dumny jestem przede wszystkim z moich dzieci. Syn skończył studia w Warszawie i obecnie pracuje w Brukseli, a córka jest lekarzem. Oboje są aktywni zawodowo, w pełni samodzielni. To są moje największe sukcesy, że udało się wychować dzieci na wspaniałych ludzi.

Pan Stanisław jest niezwykle skromny. Na prośbę o zrobienie sobie zdjęcia do artykułu grzecznie odmawia. Mówi że nie lubi zdjęć, a zakład „najlepiej wygląda z zewnątrz”. W nim Stanisław Walendowski spędza w tygodniu aż sześć dni. Pracuje od poniedziałku do piątku po siedem godzin dziennie i jeszcze w soboty od 10:00 do 14:00. – Z tymi sobotami to zaczyna być problem bo moja „Dyrekcja”, czyli żona, ciągle powtarza, że mógłbym mieć już wolne chociaż weekendy. Ale jakoś udaje mi się jeszcze na soboty wymknąć z domu do zakładu (śmiech).

Większość kolegów po fachu pana Stanisława, starych fachowców już dawno przeszło na emeryturę albo zmarło. Takich, jak Stanisław Walendowski, zostało niewielu. Wiek zresztą nie ułatwia tego zawodu. Pan Stanisław coraz częściej potrzebuje szkieł powiększających. Ręce też nie są już tak dokładne i precyzyjne, jak kiedyś…

Ostatnie chwile zakładu?

- Zakład pewnie wkrótce zamknę, bo sił jest już coraz mniej. Na pewno będzie mi brakować tego miejsca. Ciężko pomyśleć, że można nie pracować, nie wstać rano i nie pójść do zakładu. To weszło w krew, stało się moją drugą naturą, przyzwyczajeniem. Wśród najbliższych wielu mnie nie rozumie, ale po pierwsze ja lubię tę pracę, a po drugie wciąż mogę dzięki niej trochę dorobić – mówi nasz bohater.

Co będzie z zakładem za kilka lat? Pan Stanisław nie planuje go nikomu przekazywać. – Szkoda, bo wiąże się z tym miejscem wiele wspomnień i tyle spędzonych lat. Ale jak to w życiu bywa, na wszystko przychodzi koniec… Ten jednak jak dotąd nie nadszedł i wciąż możecie naprawiać zegarki u Stanisława Walendowskiego w jednym z najstarszych działających takich zakładów w Kaliszu.

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować