Barry Seal w Heliosie - podwójna opinia

2017-09-07 10:37:00 Paweł & Dorota

Mamy dla Was kolejną nietypową recenzję z filmu, na który warto się wybrać. Zapraszamy do wyrażania Waszych opinii w komentarzach.

fot. helios.pl
fot. helios.pl

Paweł:
Bardzo „kolorowy” film. Świetne ujęcia, szybkie samoloty, CIA, policja antynarkotykowa, dżungla Nikaragui, tajne obozy szkolenia contras w USA i człowiek, który zaplątał się w wielki nielegalny biznes i równie wielką politykę.

Najlepsze w tym filmie jest to, że historia jest autentyczna. Barry Seal naprawdę nazywał się Adler Berriman Seal i był pilotem linii TWA, zwolnionym za przemyt broni na Kubę.

Wikipedia: Gdy stracił licencję pilota i nie mógł znaleźć legalnej pracy, w 1981 roku zgłosił się do kartelu z Medellín z propozycją zorganizowania profesjonalnej floty lotniczej służącej do przemytu kokainy z Kolumbii do Stanów Zjednoczonych. Kartel go zatrudnił. Seal pracował całkowicie niezależnie, samodzielnie organizując wszystkie transporty. Znał wiele sposobów na oszukanie radarów, policji oraz DEA. Dysponował sprzętem szyfrującym przekazy radiostacji (podobny miało wyłącznie CIA). Nieustannie zmieniana sieć tajnych lądowisk w Stanach Zjednoczonych zapewniała sukces każdej operacji. Za jeden transport Seal dostawał średnio milion dolarów w gotówce.

Zatem historia, którą oglądamy jak niezły film sensacyjny jest historią prawdziwą, chociaż wątek współpracy z CIA, czy też wizyt w Białym Domu nie jest szeroko udokumentowany. Tak naprawdę dla mnie to historia człowieka, który się bardzo mocno uwikłał i nie wiedział jak się z tego wycofać.

Świetne jest to, że historia nakręcona jest troszeczkę z przymrużeniem oka i ogląda się ją nieco jak namiastkę komedii. Obawiam się, że ta sama historia, podana na serio nie wzbudziłaby aż takiego zainteresowania i nie byłaby aż tak wciągająca.

Wyjdziecie z tego filmu, żałując, że nie macie licencji pilota i toreb wyładowanych banknotami dolarowymi :)

Dorota:

Zacznę od tego, że Paweł się spóźnił. Czekałam na niego w kawiarni przed Heliosem pijąc świeżo wyciskany sok z pomarańczy i zanosiło się, że nic nie wyjdzie z naszego wspólnego pójścia do kina – pierwszego od chyba roku. Ale w końcu dotarł, więc przegapiliśmy tylko część reklam.

Barry Seal to typowo „męski” film: jest broń, błyszczące samoloty, seksowne blondynki. Przyznam też, że chłopięca uroda Toma Cruise pozostała bez zmian, mimo że gość przekroczył pięćdziesiątkę. Robi takie fajne miny zagubionego chłopaka. Ale nie dajmy się nabrać.

Tom Cruise gra dobrego pilota, któremu CIA oferuje dobry samolot i prosi o robienie zdjęć szpiegowskich. Za chwilę do akcji wchodzą narkotyki i robi się coraz ciekawiej. W końcu banknoty trzeba zgarniać w ogródku grabiami, a rząd amerykański i gangsterzy zaczynają krążyć wokół niego, żeby naciskać coraz bardziej.

W tym zawirowaniu jest rodzina pilota – żona i trójka dzieci, dla których Barry Seal robi to wszystko, co robi. Można by się pokusić o tradycyjne „ pieniądze szczęścia nie dają”, ale będę niekonwencjonalna i powiem: lepiej ryzykować i coś w życiu osiągnąć.

Ale nie szukajmy w tym filmie głębi psychologicznej. Liczy się warkot silników i stosy banknotów. To właśnie najbardziej zdaje się odpowiadać dzisiejszej publiczności.

Czy jednak warto iść na ten film? Z pewnością! Bo któż z nas nie lubi emocji, samolotów i stosów gotówki. Choćby tylko na ekranie.

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować