Daniel Przybylski: Siódme miejsce to sukces tej drużyny

2017-04-12 16:05:00 Bartosz Moch

- Pierwsza moja myśl była raczej niecenzuralna (śmiech). Druga w stylu „czy na pewno powinienem się tego podjąć?”. Trzecia, że jeżeli się nie uda to chyba wylecę na Madagaskar, bo w Kaliszu nie miałbym już czego szukać. A czwarta, przesądzająca o mojej decyzji, że lubię wyzwania i chcę spróbować powalczyć w tej pierwszej lidze. Nie ma co ukrywać, że ryzykowałem najwięcej – o trudnych przedsezonowych decyzjach oraz o całych rozgrywkach I ligi i końcowym wyniku MKS Calisii Kalisz rozmawiamy „Przy kawie z siatkówką” z trenerem Danielem Przybylskim.

fot. Bartosz Moch
fot. Bartosz Moch

Jesteśmy świeżo po zakończeniu sezonu I ligi, w której MKS Calisii Kalisz udało się zająć ostatecznie siódme miejsce. Zanim przejdziemy do podsumowania całych rozgrywek chciałbym, żeby ocenił pan rywalizację w III rundzie play-off z Sokołów SA Nike Węgrów.

Daniel Przybylski (I trener MKS Calisii Kalisz): Była to dla nas trudna rywalizacja, przede wszystkim ze względu na kontuzje i choroby, które dotknęły naszą drużynę. Przez to w trakcie meczu wyjazdowego w Węgrowie nie mogłem skorzystać m.in. z Hani Łukasiewicz i Ivany Isailović. Hania w pewnym momencie pojawiła się co prawda na parkiecie, ale była bardzo chora i pomagała dziewczynom głównie swoich charakterem i siłą mentalną. Graliśmy więc w eksperymentalnym składzie i ugraliśmy zaledwie seta.

Na rewanż w Kaliszu byliśmy bardzo zdeterminowani z dwóch względów. Po pierwsze chcieliśmy zdobyć siódme miejsce na koniec sezonu, a poza tym wiedzieliśmy, że Marta Kuehn-Jarek kończy tym pojedynkiem swoją bogatą i świetną karierę jako zawodniczka. Chcieliśmy pożegnać ją zwycięstwem, więc cała energia została włożona w to spotkanie. Jesteśmy zadowoleni, że udało nam się najpierw wygrać za trzy punkty, a później triumfować w „złotym secie”. Kluczowym momentem tego spotkania była jednak trzecia partia, wygrana przez nas – na przewagi – 26:24. Uważam, że to był decydujący moment całej rywalizacji z ekipą z Węgrowa.

Jak ocenia pan siódme miejsce w I lidze?

- Biorąc pod uwagę, że zespół był budowany do gry w II lidze, moim zdaniem siódme miejsce na zapleczu ORLEN Ligi możemy uznać za sukces. Jesteśmy w połowie stawki zespołów pierwszoligowych, co dla beniaminka jest dobrym osiągnięciem.

Przed sezonem siódme miejsce brałby pan w ciemno czy liczyłby na więcej?

- Zawsze chciałoby się być w czwórce i walczyć o podium. Cały sezon zresztą mieliśmy zakusy, by zająć wyższe miejsce. Ale proszę mi wierzyć, że jesteśmy zadowoleni z siódmej lokaty, biorąc pod uwagę skład drużyny, a także ilość kontuzji i chorób, które nękały nas przez całe rozgrywki. Powinniśmy też pamiętać o otoczce – o tym, że będziemy grać w pierwszej lidze dowiedzieliśmy się w lipcu, w trakcie przygotowań, gdy mieliśmy już skompletowany zespół na niższy poziom rozgrywek. Postawiono wówczas przed nami cel: macie się utrzymać. Udało nam się go zrealizować z nawiązką.

Co pan pomyślał, gdy dowiedział się, że ma poprowadzić w I lidze zespół zbudowany na II ligę?

- Pierwsza moja myśl była raczej niecenzuralna (śmiech). Druga w stylu „czy na pewno powinienem się tego podjąć?”. Trzecia, że jeżeli się nie uda to chyba wylecę na Madagaskar, bo w Kaliszu nie miałbym już czego szukać. A czwarta, przesądzająca o mojej decyzji, że lubię wyzwania i chcę spróbować powalczyć w tej pierwszej lidze. Nie ma co ukrywać, że ryzykowałem najwięcej. Gdyby się nie udało, cała wina spadłaby na mnie, bo jak to mówią przegrywa zawsze trener, a wygrywa cały zespół. Dziś nie wiem jednak czy podjąłbym taką samą decyzję, bo ostatnie miesiące kosztowały mnie naprawdę sporo nerwów i co tydzień zastanawiałem się czy będę mógł zagrać w optymalnym składzie. Momentami było bardzo ciężko, ciążyła na mnie olbrzymia odpowiedzialność.

W trakcie rozgrywek, zwłaszcza po serii porażek, pojawiło się wiele nieprzychylnych komentarzy kibiców pod pana adresem. Bolało?

- Zdawałem sobie z tego sprawę i nawet wolałem taką sytuację, że jeżeli już ludzie muszą kogoś krytykować, to niech skupią się na mnie, a nie na dziewczynach. Przyznam, że jestem tego typu człowiekiem, że negatywne komentarze, które do mnie docierały jeszcze bardziej mnie motywowały do cięższej pracy. Lubię krytykę pod warunkiem, że jest ona konstruktywna. Niestety często taka nie była i uważam, że wypowiadały się osoby, które nie miały pojęcia o tym, co się dzieje w środku drużyny, w samym klubie. Oceny dokonywane z zewnątrz niezbyt mnie przekonują. Ale w Polsce każdy jest trenerem i znawcą w grach zespołowych, nie tylko w piłce nożnej, ale też w siatkówce. Niech podsumowaniem tego, z czym musieliśmy się mierzyć będzie fakt, że w składzie MKS Calisii Kalisz na ten sezon było: pięć juniorek, trzy studentki, trzech nauczycieli, księgowa i dwóch zawodowców, z czego jeden przyjechał grać tu w drugiej lidze. Czy jest to zestawienie pozwalające walczyć o ORLEN Ligę? Każdy może sobie na to pytanie w duchu odpowiedzieć.

Najtrudniejszy dla pana moment w sezonie?

- Zdecydowanie była to porażka 0:3 u siebie z Proximą Kraków. To był moment, gdzie musieliśmy się mocno zastanowić nad tym, co robimy dalej, bo mecz kompletnie nam nie wyszedł. Zostaliśmy rozbici i trzeba było się pozbierać. Zareagowaliśmy, zmieniliśmy nieco trening, przygotowania. W play-off byliśmy już w stanie nie tylko powalczyć z Proximą, ale nawet raz pokonać krakowianki. Pamiętajmy jednak o tym, że w Proximie wszystkie dziewczyny i trener przychodziły na treningi do pracy. A u nas? Wszyscy pracują lub się uczą, a po tych obowiązkach przychodzą na treningi.

Czego zabrakło w play-off, by móc chociaż powalczyć np. o piąte miejsce na koniec rozgrywek?

- W rywalizacji z Proximą postawiliśmy się, ale w rewanżu krakowianki zagrały koncertowo i nie możemy mieć do siebie jakichkolwiek pretensji. Natomiast w rywalizacji z Opolem w drugiej rundzie play-off moim zdaniem o wszystkim zdecydował mecz w Kaliszu, który przegraliśmy 2:3, ale przypominam, że cztery spośród pięciu setów w tym spotkaniu graliśmy na przewagi. W tym pojedynku mogło zdarzyć się wszystko, ale jednak przegraliśmy i to ułożyło rywalizację. Pamiętajmy, że w tej lidze wszystkie drużyny, poza Wisłą Warszawa, były bardzo wyrównane. Dość powiedzieć, że czwarte miejsce na koniec zajął zespół z Wieliczki, który dwukrotnie z nami przegrał w rundzie zasadniczej. Stać nas było na jeszcze więcej, ale siódme miejsce dla tej drużyny też jest dobrym rezultatem.

Czego w takim razie brakuje obecnemu zespołowi, by w przyszłym sezonie powalczyć o podium I ligi?

- Przede wszystkim potrzebujemy dwunastu siatkarek grających na równym, wysokim poziomie. Każda z dziewczyn z pierwszej szóstki powinna mieć zmienniczkę, która przynajmniej utrzymuje ten sam poziom gry w razie pojawienia się na parkiecie. Przy takim komforcie pracy drużyna może walczyć o wygraną w I lidze. Wzmocnienia są niezbędne, bo w tym sezonie cały czas łataliśmy dziury. Przykład? Maja Łysiak, nominalna przyjmująca w trakcie rozgrywek występowała jako przyjmująca, atakująca i środkowa.

Przed kolejnym sezonem będzie trzeba też poszukać nowej libero, która zastąpi Martę Kuehn-Jarek.

- Marta zdecydowała się zakończyć swoją bogatą i znakomitą karierę. Udało się nam pożegnać Martę zwycięstwem, a ona sama zamknęła swoją przygodę na parkiecie ładną klamrą. Przecież w Kaliszu zaczynała swoją karierę, potem grała w różnych miejsca i wróciła tutaj na sam koniec. Teraz jednak klub oczywiście musi się mocno postarać, by znaleźć zawodniczkę na tę pozycję o zbliżonych umiejętnościach do Marty.

Czy w przyszłym sezonie poprowadzi pan drużynę jako pierwszy trener? Chciałby pan w ogóle – biorąc pod uwagę rosnącą presję ze strony kibiców – walczyć w przyszłym sezonie o ORLEN Ligę?

- Jesteśmy w okresie urlopowym, który kończy się za dwa tygodnie. Wówczas wszystko się okaże, siądziemy do rozmów i pomyślimy o przyszłości. Otwarcie jednak mówię, że w pełni oddaję się do dyspozycji klubu i przyjmę każdą decyzję zarządu. Cel na ten sezon został spełniony i to daje nam możliwość rozmów. Zobaczymy jednak, do jakich wniosków dojdziemy.

Dziękuję za rozmowę.

- Dziękuję i życzę wszystkim kibicom siatkówki w Kaliszu oraz w ogóle kaliszanom Zdrowych i Wesołych Świąt Wielkanocnych spędzonych w gronie rodzinnym i chociaż trochę z siatkówką. Bo przecież wchodzimy właśnie w decydujące etapy rozgrywek zarówno ORLEN, jak i Plus Ligi, więc siatkówki na najwyższym poziomie w najbliższych dniach nie zabraknie.

Rozmawiał: Bartosz Moch

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować