„Napis” – recenzja

2014-12-13 06:47:00 Andrzej Matras

Na spektakl w Teatrze im. Bogusławskiego pojechałem ze Śremu do Kalisza rowerem. Trasa byłą męcząca – w upalnym słońcu i pod wiatr, spektakl jednak to wynagrodził. Naprawdę polecam.

Kiedy czytałem sztukę „Napis” w numerze „Dialogu” z 2005 roku, przyznam, że nie zrobiła ona na mnie większego wrażenia. Moje przemyślenia na jej temat można było wtedy skwitować słowami: owszem, ciekawy głos w dyskusji na temat tak wszechobecnej teraz poprawności politycznej, ale autor mógł to chyba przedstawić trochę lepiej i wyraziściej? Kiedy jednak w ubiegłą sobotę w kaliskim teatrze zobaczyłem inscenizację sztuki Sibleyrasa, pomyślałem, że chyba nie byłem zbyt uważnym czytelnikiem. Z przyjemnością odwołuję wcześniejsze zastrzeżenia, zarówno sama sztuka jak i spektakl są dobre, momentami bardzo dobre, i warte polecenia.

Reżyser bardzo niewiele zmienił w stosunku do pierwowzoru, również didaskaliach; dekoracje są minimalne, co pozwala skoncentrować się na grze aktorów. Dobrym pomysłem było to, aby aktorzy na początku dramatu (również później, w trakcie akcji) siedzieli wśród publiczności, co dodatkowo stwarza nić porozumienia pomiędzy grającymi a widzami. Na wczorajszym spektaklu miałem szczęście siedzieć obok Bożeny Remelskiej, z którą nawet zamieniłem kilka słów.

Sam spektakl jest prawdziwym koncertem gry aktorskiej, zarówno w wykonaniu Michała Wierzbickiego i grającej jego żonę Agnieszki Dzięcielskiej (państwo Cholley – przebojowi i „nowocześni” przedstawiciele klasy średniej), jak i Bożeny Remelskiej i partnerującego jej Macieja Grzybowskiego (państwo Bouvier – mieli może mniej szczęścia w życiu, ale nie chcą pozostać w tyle za młodszym pokoleniem, są po prostu „młodzi inaczej”). Z ich ust płyną nieustannie frazesy o potrzebie tolerancji, życia we wspólnocie, walki z rasizmem; nietrudno nam jednak przejrzeć ich fałsz, akcja nieuchronnie zmierza do finałowej konfrontacji z Lebrunami.

Jeśli chodzi o tę ostatnią parę, podobała mi się też aktorka grająca panią Lebrun – na moim spektaklu 28 kwietnia była to chyba Aleksandra Domańska. Pani Lebrun jest jedyną postacią sztuki wzbudzająca sympatię – nieśmiała w kontaktach z nowymi sąsiadami, próbuje rozwiązać problem, jak się okazuje, nie do rozwiązania, wreszcie, udręczona, krzyczy na koniec nieudanego spotkania towarzyskiego „Wystarczy już! Dość! Mam tego dość!” i, jakby kapitulując, zgadza się iść z nimi na Święto Chleba.

Niestety znajdzie się też łyżka dziegciu – mam na myśli Macieja Więckowskiego, grającego Lebruna. O ile wszyscy pozostali aktorzy zbudowali swoje role bardzo starannie i wyraziście, choć bardzo różnie (np. komediowy pan Cholley, nowoczesna pani domu – jego żona pani Cholley, nieśmiała pani Lebrun), w grze Macieja Więckowskiego zabrakło mi jakiejś myśli przewodniej; w zasadzie nie wiadomo, kogo aktor gra. Z drugiej strony przyznaję, że sama sztuka nie ułatwia tu zadania, trudno jest Lebruna jednoznacznie sklasyfikować. Maciej Więckowski nie mógł pójść drogą, jaką autor wybrał dla pani Lebrun, i zagrać nieśmiałego nowego lokatora, który pada ofiarą swoich sąsiadów, ponieważ byłoby to sprzeczne z treścią dramatu. Z drugiej strony Lebrun nie jest też jakimś katolickim integrystą, czy faszystą; dla swoich sąsiadów jest po prostu nudziarzem i natrętem, któremu nie wiadomo, o co chodzi, kimś, kogo po niemiecku można nazwać „Spielverderber” – psującym zabawę. Niestety, odniosłem wrażenie, że takim „nudziarzem” jest też dla widzów oglądających spektakl w kaliskim spektaklu. A szkoda, ponieważ w sztuce Lebrun zadaje swoim sąsiadom (i nam) mnóstwo niewygodnych pytań związanych z problemami tolerancji, wolności, stosunku do innych, pytań, nad którymi naprawdę warto się zastanowić i na które i ja nie bardzo umiem odpowiedzieć.

Nasuwa się też refleksja nad aktualnością problemów poruszanych w sztuce. Sztuka Sibleyrasa ukazuje mieszkańców Paryża. Czy można ją odnieść do realiów polskich? Jeszcze 20 lat temu powiedziałbym: na pewno nie. I świat, i nasz kraj jednak się zmieniają i obecnie ten rodzaj „kołtunerii” związanej z poprawnością polityczną staje się coraz powszechniejszy i w Polsce. Wprawdzie dotyczy to głównie wielkich miast, w Polsce przede wszystkim Warszawy. W mieście, w którym mieszkam – w Śremie – nikt jeszcze nie wstydzi się chodzić do kościoła i publicznie deklarować swojej wiary, nikt też nie krzyczy „Arabowie i czarni są super!”, jeśli naprawdę tak nie myśli (wprawdzie w polskich realiach Arabów i czarnych należałoby zastąpić Romami, których w Śremie nie ma). Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z nieuchronności pewnych procesów społecznych i z tego, że zachowania takie mogą stać się powszechne również i w moim mieście wraz ze wzrostem liczebnym i zyskiwaniem na znaczeniu klasy średniej. A jak jest w Kaliszu?

Na spektakl w Teatrze im. Bogusławskiego pojechałem ze Śremu do Kalisza rowerem. Trasa byłą męcząca – w upalnym słońcu i pod wiatr, spektakl jednak to wynagrodził. Naprawdę polecam.

Recenzja ze spektaklu po raz pierwszy opublikowana na portalu „Calisia” w kwietniu 2012 r.

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować