"Ognista Dziewczyna" czyli rozmowa z Lolą DeVille

2013-10-10 07:45:00 Klaudia Chwierot

Młoda, piękna, zdolna, żywiołowa, z pomysłem na siebie i życie. Ola Jędrzejczak, znana jako Lola DeVille, opowiada o kilku największych miłościach swojego życia.

fot. fot. Jakub Seydak
fot. fot. Jakub Seydak

Ola to bardzo ładne imię, skąd zatem pomysł na pseudonim?

Pseudonim Lola DeVille tworzą dwa człony i każdy ma swoje uzasadnienie. Lola wzięła się stąd, że bardzo dużo znajomych tak na mnie mówi, właśnie od imienia Ola. Jakiś czas szukałam drugiego członu mojego pseudonimu, a część DeVille wzięła się od nazwy Cadillaca, który był produkowany w latach 50. i 60.

Dlaczego wybrałaś nazwę akurat tego samochodu?

Bardzo lubię stare samochody, a gdy tylko zobaczyłam ten model, to się w nim zakochałam. Bardzo spodobała mi się jego nazwa, a w dodatku sam samochód przypadł mi do gustu, dlatego padło na DeVille.

Od jak dawna ten pseudonim jest z Tobą?

Ten projekt powstał na przełomie kwietnia i maja 2012 roku, zatem od wtedy.

Czym jest połączenie fireshow i burleski?

To połączenie wyszło z mojej miłości do ognia. Fireshow zajmowałam się dużo wcześniej, bo ta sztuka w różnych formach jest ze mną od 17 roku życia, z różnymi skutkami. Po kilku latach nastał czas, w którym zaczęłam szukać czegoś, co w tym fireshow będzie wyrażać mnie i tak wpadłam na pomysł z burleską. Połączyły się tutaj moje dwie miłości – ogień i uczucie do lat minionych.

Skąd Twoja fascynacja ogniem?

To się zaczęło chyba z potrzeby serca, dlatego że nigdy nie przytrafiła mi się jakaś zewnętrzna inspiracja. W wieku 16, 17 lat zaczęłam sobie niewinnie trenować i później to samo zaczęło się fajnie rozwijać.

To bardzo niebezpieczne zajęcie?

Wydaje mi się, że nie. Oczywiście na początku trenuje się „na sucho” bez ognia, a dopiero z biegiem czasu można ten ogień oswoić. Wiadomo, że trzeba chylić przed nim czoła, ale można się z nim zaprzyjaźnić i bardzo fajnie współpracować.

Zdarzyły Ci się jakieś wypadki?

Małe, lekkie przypalenia, raczej niegroźne.

Myślisz, że Kalisz jest sprzyjającym miejscem do rozwoju tego typu zainteresowań?

Hm… Do rozwoju może tak, gorzej już z przedstawieniem efektów pracy. Teraz już częściej pojawiają się imprezy, na których widuje się osoby z ogniem, ale nadal rzadko. Nie ma w Kaliszu kultury występowania na ulicach, a fireshow w większości miast można zobaczyć właśnie na ulicy. Jeśli chodzi o połączenie tej sztuki z burleską to nie jest to forma dla każdego widza, więc nie do końca możny by z nią wyjść na ulicę. Zatem można się w Kaliszu rozwinąć, ale czekam cały czas aż znajdzie się tutaj odpowiednia publiczność i okazja, by się pokazać. Sądzę, że mieszkańcy Kalisza są na takie pokazy gotowi, tylko po prostu nie mają okazji się o tym przekonać.

Mówisz, że burleska nie nadaje się na ulicę, nie jest dla każdego. Pewnie masz na myśli m.in. to, że wiąże się ona z pewnym obnażeniem własnego ciała. Nie krępuje Cię to?

Szczerze mówiąc kiedyś byłam bardzo zakompleksioną osobą, a właśnie burleska jest czymś takim, co pozwala na traktowanie swego ciała jako formę, przez pryzmat sztuki. Nie chodzi tutaj o idealne ciało, a – moim zdaniem – wręcz przeciwnie. Scena jest tu od tego, żeby to ciało pokazać, niezależnie od tego, jakie ono jest. Artystki burleski często mają pełniejsze uda, pupy, biusty, pod tym względem nie ma w burlesce żadnych ograniczeń.

Mówiąc o ciele nie sposób, w Twoim przypadku, nie nawiązać do tatuaży. One też są Twoją miłością?

Tak. Jeśli chodzi o tatuaże to wiąże się z nimi jeden z moim pierwszych ważniejszych występów. Kiedyś, gdy jeszcze nie istniał projekt Lola DeVille, miałam takie marzenie, żeby wystąpić na konwencie tatuażu w Łodzi, bo bardzo mi się ta impreza podobała. Gdy powstała Lola DeVille postanowiłam zgłosić swoją propozycję do występu na tym konwencie i ku mojemu zdziwieniu otrzymałam odpowiedź pozytywną. Od tego momentu zaczęły się moje pokazy tego typu, do których cały czas dążyłam i dążę.

Jest zatem związek pomiędzy zdobieniem ciała a tym czym się zajmujesz?

Na pewno jakiś tak. Sądzę, że w tym momencie tatuaże też można wykorzystać jako formę kostiumu scenicznego. Tym bardziej, że jeden z moich dwóch tatuaży jest naprawdę konkretny, bo na całe plecy.

Planujesz kolejne zdobienia ciała?

Bardzo bym chciała. Wiem dokładnie jakie tatuaże miałabym na sobie, gdyby moje plany się zrealizowały, ale też powstrzymuję się troszkę przed ich robieniem z myślą o przyszłej pracy. Ale jeżeli zawodowo bardziej rozwinę się w stronę artystyczną, to sądzę, że będę sobie mogła pozwolić na większą ich ilość, na razie jeszcze muszę się wstrzymywać.

Myślisz, że one przeszkadzają w typowej pracy?

Wydaje mi się, że w pracy nie, ale pozostaje kwestia osób zatrudniających, dlatego mam opory. W mojej obecnej pracy nie przeszkadzają, ale liczę się z tym, ze będę musiała ją kiedyś zmienić, a nie we wszystkich miejscach to jest dobrze postrzegane, tym bardziej w dużych formatach czy ilościach.

Wracając jeszcze na moment do Twoich występów, jak reagują na na nie Twoi znajomi, rodzina?

Z reguły bardzo dobrze. Większości znajomych się to podoba, a ci, którym się to – być może – nie podoba, raczej tego nie komentują. Mojej mamie również bardzo podobają się moje pokazy, zawsze przed występem do mnie dzwoni i przypomina, że trzyma kciuki, nawet jeśli jest to malutki pokaz dla garstki znajomych.

Takie wsparcie pewnie pomaga?

Bardzo. Gdy już jestem na scenie i występ trwa to trema spada, ale przed występem zawsze strasznie panikuję, mam wrażenie, że o czymś zapomniałam, że na scenie nie ma jakiegoś rekwizytu, że pomylę numery, wtedy to wsparcie ze strony mamy, znajomych i mojego chłopaka jest mi bardzo potrzebne.

Pamiętasz swoje występy już po zejściu ze sceny?

Najczęściej jest to pewnego rodzaju trans i ich nie pamiętam. Chociaż gdy wykonuję jakiś numer już któryś raz, jestem go bardziej świadoma, wiem co w którym momencie robię. Ale muszę podkreślić, że akurat w połączeniu burleski z ogniem liczy się duża doza spontaniczności. Nie zawsze w danym momencie można wykonać zaplanowaną figurę, bo np. jest za duży wiatr, więc jeśli chodzi o pokazy to stawiam na spontaniczność.

Czyli improwizacja jest jak najbardziej uzasadniona?

Tak, sądzę że 50% mojego pokazu to improwizacja. Jest oczywiście coś takiego jak plan pokazu, istnieje scenariusz, odpowiednia muzyka, choreografia, ale do żadnej choreografii nie mam ułożonych dokładnie kroków. Wiem, co w trakcie pokazu ma się zdarzyć, ale wiadomo, że to, co się dzieje, nie zależy tylko ode mnie, a od publiczności. Jeżeli ludzie odbierają to w taki sposób, w jaki ja chciałabym im to dać, to jestem w stanie fajnie z nimi współpracować. Jeżeli publiczność jest mniej otwarta to też daję z siebie 100%, ale nie ma tej komunikacji między nami, a właśnie z nią spontaniczność i improwizacja wychodzą najlepiej.

Nie ma zatem możliwości, by zdarzyły Ci się dwa takie same występy?

Nie. Ani raz nie zdarzyły mi się dwa takie same pokazy. Wiele razy powtarzał się temat, ścieżka muzyczna, rekwizyty czy stroje w takiej samej kolejności, ale żaden pokaz nie był taki sam.

Śledząc Twój profil na facebooku można dojść do wniosku że także gotowanie jest Twoja miłością, to słuszna teza?

Tak, chociaż jeśli chodzi o potrawy, które można zobaczyć na moim profilu, to głownie są one gotowane przez mojego chłopaka. Naszą pasją zawsze była kuchnia, nawet gdy się jeszcze nie znaliśmy i nadal cały czas jest dla nas takim uprzyjemnieniem sobie czasu wolnego.

Gdyby nie to, co robisz, gdyby nie istniały fireshow i burleska, w której dziedzinie byś się realizowała?

Kiedyś marzyłam o studiach aktorskich. W szkole średniej, a nawet przed nią, zajmowałam się teatrem amatorskim, no ale nie wyszło. Być może, gdybym wcześniej poczyniła inne kroki to byłabym w tej szkole. Być może zajmowałabym się modyfikacjami ciała, głównie piercingiem, bo również w tej dziedzinie próbowałam swoich sił. Ale to, co robię obecnie jest tym, w czym najbardziej się spełniam, bo jak już mówiłam, łączy moje dwie wielkie miłości.

A jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

Jeśli chodzi o pokazy to chciałabym bardziej nawiązywać w nich do sztuk teatralnych, rozwinąć scenariusze. Jeśli chodzi zaś o same występy, to bardzo chciałabym, by to, co dzieje się teraz, rozwijało się dalej. Uczestniczyłam już w festiwalach burleski, w burleskowej scenie urodzinowej Betty Q, która jest jedną z prekursorek burleski w Polsce. I muszę powiedzieć, ze taka publiczność, która jest świadoma tego, co ma się na scenie wydarzyć nie jest publicznością łatwą, bo jest publicznością oczekującą, bardzo wymagającą, ale odbiór tego, co robię, jest dokładnie taki, jak bym chciała i życzyłabym sobie możliwości częstszych występów przed taką publicznością. Mam też takie małe marzenie, żeby tutaj w okolicy zorganizować tego typu imprezę, by pokazać publiczności czym jest burleska. Mam nadzieje, że kiedyś się uda.

Tego zatem Ci życzę i dziękuję za rozmowę.

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować