Podsumowujemy półmetek kadencji z Karoliną Pawliczak, cz. II

2016-12-04 08:30:00 Bartosz Moch

Jesteśmy na półmetku kadencji obecnych władz samorządowych. W związku z tym dyskutujemy z przedstawicielami lokalnych władz oraz opozycji o tym, jak oceniają dotychczasowe dwa lata po wyborach oraz jakie widzą perspektywy na drugą część kadencji. Na początek porozmawialiśmy z Wiceprezydent Kalisza, Karoliną Pawliczak, odpowiedzialną za sprawy społeczne, mieszkaniowe, a także zdrowotne w mieście. Zapraszamy na drugą część wywiadu!

fot. Karolina Pawliczak
fot. Karolina Pawliczak

Kaliski Budżet Obywatelski w ostatnich dwóch edycjach został wykonany zaledwie w 27 %. Do realizacji na przyszły rok trafiło 57 zadań. Czy Pani zdaniem uda się je wszystkie wykonać?
- Oczywiście dołożymy wszelkich starań, aby zgłoszone i zaakceptowane projekty zostały wykonane, choć proces realizacji Budżetu Obywatelskiego wymaga nieustannego doskonalenia. Pomimo ogromnego sukcesu, jakim było zaangażowanie mieszkańców w etap głosowania, należy zastanowić się nad lepszą formułą analizy wniosków. Niewątpliwym plusem budżetu obywatelskiego jest uwalnianie potencjału mieszkańców, którzy angażują się w lokalne sprawy i prowadzą szeroką kampanię na rzecz jakiegoś projektu. Obawiam się jednak, że wkrótce może dojść do konfliktów między zainteresowanymi społecznikami. Nie jest trudno wyobrazić sobie, że na terenie jednego osiedla dojdzie do konfliktu między zwolennikami budowy siłowni pod chmurą, a zwolennikami kameralnej muszli koncertowej. Uważam też, że po to wszyscy mieszkańcy wybierają radnych miejskich i radnych osiedlowych, żeby oni reprezentowali ich interesy w radach i żeby również oni skutecznie walczyli o inwestycje na osiedlach.

Przed poprzednimi wyborami samorządowymi mówiła Pani, że prezydent nie może chować się w ratuszu i powinien być blisko ludzi… Czy takim prezydentem jest Grzegorz Sapiński?
- Widuję Prezydenta Sapińskiego nie tylko w jego gabinecie, ale również w innych miejscach. Szczerze mówiąc wolałabym odpowiadać na pytania merytoryczne, związane z moją działalnością. W tego typu zaczepki, znane z ogólnopolskiej sceny politycznej, nie chciałabym się dać wciągnąć. Nie chcę przenosić do Kalisza z Sejmu i centralnych mediów takich zwyczajów, gdy dziennikarz prowokuje pytaniem o koalicjanta, albo kolegę z partii, a gdy potem ktoś decyduje się na recenzowanie ich poczynań, jest wielka afera. Proszę mnie w to nie mieszać, nie mam czasu i ochoty na takie zabawy. Pracuję, a nie politykuję.

Niektórzy zarzucają Pani, że jako wiceprzewodnicząca Sojuszu Lewicy Demokratycznej bardziej skupia się Pani na sprawach pogrążonej w kryzysie partii, a problemy Kalisza znajdują się u Pani na drugim miejscu…
- “Niektórzy”, czyli kto? Opłaceni anonimowi hejterzy, którzy wylewają wiadra pomyj na każdego, którego nazwisko pojawia się w Internecie? Czy może zawiedzeni przedstawiciele grup interesów, którym już się nie udaje – przepraszam za określenie – “doić miasta”, bo skutecznie zakręciłam im kurki z pieniędzmi? Powiem tak: każdy ma prawo do krytyki, każdy może mieć inny pomysł na kwestie mieszkaniowe czy zdrowotne, ale szanuję tylko tych oponentów, którzy z otwartą przyłbicą i używając racjonalnych argumentów, decydują się podjąć ze mną dyskusję. Nie mam za grosz szacunku dla krytykantów, którzy atakują mnie za wszystko, nie oszczędzając nawet mojej rodziny.

Wracając do faktu, że działam na rzecz Sojuszu Lewicy Demokratycznej… Ten zarzut jest tak głupi, że aż trudno jest się do niego odnieść. Przecież w kaliskim samorządzie nie głosujemy w jednomandatowych okręgach wyborczych, ale na listy partyjne czy też stowarzyszeniowe! Żaden wolny elektron nie jest w stanie zdobyć mandatu radnego, ani nie jest w stanie wygrać wyborów prezydenckich, jeśli nie zarejestruje komitetu wyborczego. Najczęściej komitety tworzą partie polityczne, bądź lokalne stowarzyszenia. Naturalne jest zatem to, że ludzie, którzy kandydują do Rady Miasta, identyfikują się ze swoim ugrupowaniem i działają na jego rzecz.

Mogłabym zatem w tym momencie zamknąć ten temat, ale pozwolę sobie jeszcze na dwie refleksje: po pierwsze – rzeczywiście, jestem wiceprzewodniczącą SLD, co jest dla mnie ogromnym wyróżnieniem. Nie ukrywam, że to mój osobisty sukces. Wyobrażam sobie zatem, że wielu moich przeciwników marzy o sprawowaniu takiej funkcji, ale mają świadomość, że być może nigdy tego nie osiągną.

Druga refleksja ma szerszy wymiar – będąc wiceprzewodniczącą SLD i promując nasze miasto, regularnie spotykam się z koleżankami i kolegami samorządowcami z całej Polski. Wymieniamy doświadczenia, pomysły, próbujemy wspólnie zmagać się z podobnymi problemami i zastanawiam się, co w takim działaniu przeszkadza wymienionym ,,niektórym”. Może to, że o każdej porze dnia i nocy mogę zadzwonić do prezydenta Częstochowy, Świdnicy czy wiceprezydenta Łodzi i porozmawiać np. na temat mieszkalnictwa? Nie jestem przeświadczona o własnej nieomylności i strategiczne decyzje podejmuję po szerokich konsultacjach. Dzięki mojej działalności w SLD mam bezpośredni dostęp do wielu wybitnych samorządowców, którzy rozwiązywali podobne problemy kilka albo kilkanaście lat temu. Ostrzegają mnie przed zagrożeniami, wskazują obszary, które można zagospodarować itd. Zatem moja działalność w Sojuszu, przynosi wiele korzyści mieszkańcom Kalisza, a o to mi właśnie chodzi. I jeszcze jedno… wszystko to, co robię na rzecz mojej organizacji, wykonuję w czasie prywatnym i wolnym od pracy – najczęściej w soboty i niedziele, bez uszczerbku dla pracy w samorządzie.

W 2014 r. zajęła Pani trzecie miejsce w I turze wyborów na prezydenta miasta zdobywając ponad 7 tys. głosów. Podjęła już Pani decyzję czy w 2018 r. spróbuje pani pobić ten wynik i ponownie zawalczyć o fotel prezydenta? Czy toczy już Pani konsultacje z potencjalnymi koalicjantami?
- Decyzji jeszcze nie podjęłam, bo na dwa lata przed wyborami nikt roztropny tak nie postępuje. Jednak, gdyby dzisiaj trzeba było podjąć ostateczną decyzję o kandydowaniu, powiedziałabym: tak. Udowodniłam, że nie jest prawdą, że czegoś nie można zrobić. Ileż razy słyszałam, że nie da się poprawić sytuacji mieszkaniowej. Ileż razy mówiono, że nie zamkniemy sklepów z dopalaczami. Niemal na każdej sesji Rady Miasta w poprzedniej kadencji słyszeliśmy, że czegoś nie można. A ja szybko się przekonałam, że chcieć, to móc. Poza tym – przepraszam za chwilę słabości – ale jestem ciekawa, jak moją pracę oceniają mieszkańcy. Nie frustraci, których jedynym sukcesem jest naplucie koleżance do zupy, ale zwykli mieszkańcy Kalisza.

Kalisz, to dziś lepsze miejsce do życia, niż za rządów poprzedniej władzy? Udało się Pani razem z Grzegorzem Sapińskim i Andrzejem Plichtą „wspólnie zmienić Kalisz”?
- Czy udało się nam zmienić Kalisz? Oczywiście. Proszę mi uwierzyć, że gdyby dzisiaj prezydentem Kalisza był Jan Kowalski, mieszkający gdzieś na Dobrzecu, też zmieniłby Kalisz. Ja jednak od zawsze podkreślam, że problem nie tkwi w przeprowadzeniu zmian, ale w tym, żeby one były dobre, jak najlepsze dla kaliszan. A czy jest to lepsze miejsce do życia, niż kilka lat temu? Mam taką nadzieję i powiem więcej – każdego dnia intensywnie pracuję, żeby zmieniać Kalisz na lepsze. Bo przecież zmiana zawsze jest możliwa.

Rozmawiał Bartosz Moch

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować