„Zakład szewski to dla nas całe życie”

2017-01-06 07:00:00 Bartosz Moch

Zakład szewski pani Zofii Kubackiej „Butserwis” przy ul. Łaziennej 4, niedaleko kaliskiego Głównego Rynku, w zakończonym 2016 roku obchodził swoje 60-lecie. Najpierw prowadził go tata pani Zofii, potem mąż z siostrą i wreszcie syn. Teraz, po niespodziewanej śmierci syna, pani Zofia w zakładzie została sama. Nie załamuje się, bo kocha to miejsce i swoich klientów. Choć nie ukrywa, że pomoc bardzo by jej się przydała…

fot. Bartosz Moch
fot. Bartosz Moch

Ogłoszenie o krótkiej treści: „Przyjmę szewca do pracy. tel. 609602981” pod koniec roku zamieściła na Calisii.pl córka pani Zofii. Chciała w ten sposób pomóc mamie, która do dalszego funkcjonowania swojego zakładu potrzebuje nowego fachowca. Po rozmowach z naszą redakcją okazało się, że pod enigmatycznie brzmiącym ogłoszeniem, kryje się niezwykła i piękna, choć miejscami trudna, historia rodzinna. A zakład, do którego Calisia pomaga znaleźć szewca jest jednym z najstarszych, jeśli nie najstarszym, tego typu miejscem w Kaliszu. Miejscem, które już od 61 lat jest prowadzone z prawdziwą pasją do ludzi oraz do… butów.

Kto napisze kolejny rozdział?

- Na początku zakład prowadził mój tata, później mąż z siostrą, a następnie dołączył mój syn. Tata, odszedł, mąż odszedł, a ostatnio w grudniu niespodziewanie zmarł również mój syn. Zostałam sama, rzucona na głęboką wodę – zaczyna naszą rozmowę pani Zofia. W zakładzie robi bardzo dużo, potrafi wykonywać prace kaletnicze, z zawodu jest krawcową. Dlatego wszywa zamki do kozaków, zwęża je, naprawia torebki… asortyment usług jest naprawdę szeroki. Jednak, aby dalej realizować wszystkie usługi, które powinien oferować zakład szewski, pani Zofia potrzebuje pomocy. Szewca, który podchodzi do pracy z podobną pasją, jak właścicielka zakładu: – Nie potrafię robić ani fleków ani zelówek – jest to dla mnie za ciężka praca. W związku z tym chciałabym nawiązać współpracę z szewcem. Byłoby miło, gdyby ktoś sympatyczny, życzliwy przyszedł tutaj i mnie wsparł – dodaje.

Dlaczego potrzeba kogoś z pasją i prawdziwym zaangażowaniem? Bo pani Zofia chciałaby pracować z osobą, której w przyszłości mogłaby przekazać historyczny kaliski zakład szewski: – Jestem sentymentalna i do dziś kontynuuję tradycję tego zakładu. Niestety w rodzinie nie widać moich następców. Obaj wnukowie idą na medycynę, także zakładem szewskim się nie zajmą. Gdyby ktoś z prawdziwą pasją się tu u mnie pojawił, może w przyszłości byłby zainteresowany przejęciem tego miejsca i napisaniem jego kolejnego rozdziału – mówi z zaangażowaniem właścicielka.

Od mieszkania do szewca

Niewielki, choć składający się z dwóch pomieszczeń, zakład przy ul. Łaziennej 4 ponad 60 lat temu nie był wcale zakładem szewskim. Tylko zwykłym mieszkaniem w którym żyła pani Kazia. – Tata otworzył zakład dokładnie w tym miejscu 61 lat temu, w 1956 r. Wcześniej mieszkała tutaj pani Kazia, którą moi rodzice zaopiekowali się, gdy zachorowała na raka piersi. To były czasy, gdy nie było radioterapii i innych metod leczenia nowotworów, które stosuje się obecnie. Nadal pamiętam, jak mama podawała pani Kazi morfinę, by choć na chwilę uśmierzyć jej ból. A dziś w dalszym ciągu opiekujemy się grobem pani Kazi – wyjaśnia pani Zofia.

Jej tata zmarł ponad 25 lat temu. Miał wypadek pod samym domem, potrącił go samochód. Na szczęście mąż Zofii Kubackiej również był z zawodu szewcem, a jej siostra pomagała mu w organizacji codziennej pracy. Następnie do zakładu dołączył syn państwa Kubackich, z zawodu cholewkarz. To właśnie on przejął zakład po śmierci męża. Niestety w grudniu również on niespodziewanie zmarł. – To była dla mnie katastrofa. Teraz jestem sama w zakładzie, ale jakoś sobie radzę – mówi ze smutkiem.

Nie stracić stałych klientów

W trakcie naszej rozmowy do zakładu nagle wchodzi mężczyzna w średnim wieku. W ręku trzyma wielką torbę, wypełnioną kilkunastoma parami butów. Pani Zofia na moment mnie przeprasza, odbiera buty od mężczyzny, rozlicza się z nim i przekazuje nową porcję par, które wcześniej były ustawione na zapleczu. Mężczyzna odbiera je i na odchodne rzuca: – Ale te będą gotowe dopiero na początku przyszłego tygodnia. Pani Zofia z uśmiechem przytakuje i wraca do rozmowy. Widząc moje zaciekawienie od razu odpowiada: – To właśnie moja szewska pomoc.

- Nie chcę stracić stałych klientów. Dlatego pomaga mi szewc, który ma swoją firmę i po godzinach wykonuje dla mnie usługi. Mam nadzieję, że będzie mnie wspierał, przynajmniej dopóki nie pojawi się tutaj na stałe nowy pracownik. Przyjeżdża do mnie raz w tygodniu, na razie tyle wystarczy – wyjaśnia pani Zofia.

Pomoc znalazła przypadkiem. Gdy szła organizować pogrzeb dla syna, zauważyła zakład szewski. Była wówczas z zięciem i oboje postanowili, że wejdą i zapytają, czy nie chciałby mieć więcej pracy i pomóc właścicielce zakładu przy ulicy Łaziennej. – Okazał się bardzo sympatyczny i zgodził się na współpracę. Zresztą kiedyś pracował u wujka mojego męża, więc znaliśmy się wcześniej – dodaje.

Pomoc jest niezbędna, bo dopóki nowy szewc nie przyjdzie do zakładu na stałe, ten musi jakoś funkcjonować. A klientów pani Zofia ma z całego świata: – Jedna Polka, która na co dzień żyje w Afryce, co 2 miesiące przyjeżdża w odwiedziny do mamy i wówczas czasami mnie odwiedza, żeby naprawić jej buty – z uśmiechem kontynuuje. Wielu kaliszan jest przyzwyczajonych do zakładu przy Łaziennej 4. Zwłaszcza, że w ostatnim czasie kilku szewców zamknęło swoje biznesy. Zofia Kubacka ani przez chwilę o tym nie myślała, choć przyznaje, że trudne chwile i martwe miesiące również jej się zdarzają. Jaki jest sposób na długowieczny biznes? – Zawsze jedliśmy łyżeczką, a nie chochlą. Kocham swój zawód i swój zakład, dlatego nie wyobrażam sobie, że kiedyś mogłoby go nie być.

„Przyjdę w niedzielę, włączę ogrzewanie”

Gdy pytam o plany na przyszłość, o czas na odpoczynek, pani Zofia ze śmiechem odpowiada: – Ale ja właśnie tutaj odpoczywam, bez klientów nie mogłabym żyć! Może jedynie latem chciałabym gdzieś wyjechać na chwilę. W zeszłym roku miałam tylko dwa tygodnie wolnego, ale na działce i tak okropnie się nudziłam. Brakowało mi zakładu. Kocham klientów, kocham ludzi, jestem otwarta i zadowolona z mojej pracy. Ja tu lubię przyjść, czasem przyjdę w niedzielę, włączę ogrzewanie – moi bliscy wówczas się dziwią: „Chciało Ci się?” – dopytują. Ale ja nie mogę siedzieć w domu przed telewizorem, muszę się czymś zająć.

Na zakończenie naszego spotkania Pani Zofia zaznacza, że będzie przychodzić do zakładu tak długo, jak będzie mogła i jako przykład opowiada jeszcze jedną historię: – Nie wiem czy kojarzy pan, że kiedyś w Kaliszu na Rogatce również był zakład szewski. Prowadził go wujek mojego męża – pan Jaśniewicz. Przestał prowadzić zakład dopiero w wieku 91 lat. A wie pan dlaczego? – pyta pani Zofia. Próbuję zgadywać, że może zdrowie już nie to samo i nie pozwalało dalej pracować…

- Nie! – odpowiada szybko pani Zofia i dodaje: – Przestał, ponieważ wprowadzili kasy fiskalne i za nic w świecie nie mógł sobie z nimi poradzić. Gdyby nie one, pracowałby jeszcze dłużej. A tak, pół roku po zakończeniu działalności wujek zmarł. Nie mógł przystosować się do życia bez pracy. On tam kiedyś nawet o lasce przychodził. Zakład szewski to było całe jego życie. Podobnie jak moje…

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować