Filharmonia Bezdomna [felieton]

2019-02-15 15:30:00 Jacek Kłokocki

Dawno, dawno temu… a może wcale nie tak dawno, bo jeszcze za rządów prezydenta Pęcherza, po kilku latach świecenia budynku po NBP pustkami, ktoś zgłosił pierwszy pomysł pozyskania go na siedzibę – w końcu własną siedzibę – Filharmonii Kaliskiej. Niestety nie pamiętam kto to był, ale uważam, że pomysł ten ze wszystkich dotychczas zgłoszonych był i nadal jest najlepszy. Pomysł moim zdaniem genialny i trzeba było się go trzymać, a nie co chwilę wymyślać coś nowego – może to, może tamto. Każdy następny niepotrzebnie tylko zaciemniał i spychał w zapomnienie to co od samego początku było najlepsze i to o co powinniśmy byli od początku konsekwentnie zabiegać Pierwszy pomysł najlepszy!

Najświeższym pomysłem jest ulokowanie w tym miejscu siedziby rektoratu PWSZ. Uważam, że taką siedzibę – jak również powracający falami pomysł ulokowania tu biblioteki – można pozyskać w innym miejscu. To miejsce jest ze wszech miar stworzone do tego aby służyło wysokiej kulturze miasta. Właśnie tu w jego reprezentacyjnej alei, koło teatru i znajdującej się obok Sceny Kameralnej. Taki kompleks trzech scen i widowni w jednym miejscu idealnie wpisywałby się nie tylko w swoiste centrum kulturowe miasta, ale i byłby doskonałą bazą dla Kaliskich Spotkań Teatralnych. Często niektóre spektakle muszą odbywać się w CKiS ponieważ podczas Spotkań dwie sceny teatralne po prostu nie wyrabiają. Tu byłoby wszystko w jednym miejscu – teatr i filharmonia ustawione frontem do jednego placu. Lokalizacja, jak i sama zabytkowa i reprezentacyjna fasada budynku z końca XIX w. jest jak najbardziej godna wszystkich dotychczas zgłaszanych pomysłów, ale proszę przyznać, że na filharmonię lepszego miejsca w Kaliszu nie znajdziemy, natomiast na siedzibę rektoratu czy biblioteki miejskiej, jak najbardziej tak – są inne i to wcale nie mniej godne miejsca. Proponuję zamianę – rektorat PWSZ zlokalizować w dotychczasowej siedzibie administracji filharmonii mieszczącej się w foluszu, który jest równie pięknym budynkiem – jeśli nawet nie piękniejszym – i znajduje się w równie reprezentacyjnym miejscu. Jednak na siedzibę rektoratu jak najbardziej się nadaje, a na pełnowymiarową siedzibę filharmonii nie.

Przeciwnicy natychmiast powiedzą – nie, nie, w budynku po NBP nie ma na filharmonię miejsca, budynek się do tego nie nadaje. Otóż wszystko się nadaje, to jest tylko kwestia odpowiednich środków na adaptację, nic więcej. Czy nas na to stać to zupełnie inna sprawa, ale proszę nie mówić, że obiekt się na to nie nadaje, bo ten budynek jak żaden inny w Kaliszu się właśnie do tego nadaje najbardziej. Ja znam argumenty przeciwników, uważają, że znajdująca się na pierwszym piętrze główna sala nie nadaje się na salę koncertową – i ja się z tym zgadzam, bywałem w tym banku dość często i pamiętam jego układ wewnętrzny. Pośrodku głównego budynku znajduje się całkiem spora klatka schodowa – wypisz wymaluj idealna dla takich obiektów jak filharmonia, opera, teatr – która jakby przecina salę na piętrze na pół, więc nie ma jak zrobić widowni i sceny. Ale… skoro tak, to należy pomyśleć jak temu zaradzić, a nie co rusz upychać w tym budynku nowe siedziby. Nie ma miejsca na widownię i scenę? To w takim razie trzeba ją dobudować. Znane są bardzo udane połączenia starego z nowym. Nie trzeba wcale daleko szukać, wystarczy przejść się na ulicę Złotą i zobaczyć jak pięknie połączono starą fabrykę pianin i fortepianów z wybudowanym obok nowym gmachem, stanowiącym teraz jedną całość kompleksu hotelowego. W przypadku budynku NBP należałoby dobudować widownię i scenę z tyłu za budynkiem, gdzie obecnie znajduje się i tak niedostępny publicznie skwerek. Nie trzeba go zabudowywać całego, bo nie ma takiej potrzeby. Wszystko – całe zaplecze – zmieści się w starym budynku. Nawet można zlokalizować w nim część widowni, tzn. znajdujące się z tyłu widowni balkony. Scena byłaby od strony skrzyżowania Bankowej z Teatralną. Część administracyjna z salami do ćwiczeń włącznie, znajdowałyby się w skrzydłach starego budynku. Centralny budynek byłby przestrzenią publiczną, w której znajdowałby sie hol główny, okazała klatka schodowa, szatnie, toalety, kasy, drink bar jako nieodłączny element w dzisiejszych czasach – jest w londyńskim Coliseum a nawet w Royal Albert Hall – a poza starym budynkiem znajdowałaby się tylko scena i większa część widowni. Na jednym z dołączonych zdjęć pokazałem rzeczywiste proporcje budynku po NBP z aulą UAM. Dodam, że wcale nie musiałaby być taka duża. Przypomnę, że część widowni wchłonąłby stary budynek. Poza tym nie musi być tak duża, widownia filharmonii może być wielkości widowni teatru – proszę porównać sobie na zdjęciu. Takie połączenie budynków (nowego ze starym) od strony alei Wolności byłoby całkowicie nie widoczne. Można zatem porównać to do rozbudowy sądu kaliskiego znajdującego się w tej samej zabytkowej alei, któremu na jego tyłach dobudowano nowe skrzydła w całkiem odmiennym stylu architektonicznym.

Kalisz miałby w końcu filharmonię z prawdziwego zdarzenia, której scena wspomagałaby Kaliskie Spotkania Teatralne, a od czasu do czasu organizowałaby przedstawienia operowe, które zapraszane by były z różnych miast Polski a nawet Europy. W Wielkiej Brytanii jest Stowarzyszenie Śpiewaków Operowych, którzy oprócz zatrudnienia w macierzystych operach dorabiają sobie podróżując po Wielkiej Brytanii dając występy w różnych miastach, nawet mniejszych od Kalisza – jeśli tylko są do tego odpowiednie warunki. Niespełna sześćdziesięciotysięczne miasteczko Maidenhead, regularnie gości najlepszych solistów z Londynu. Mają własną scenę i własną orkiestrę, czego im więcej trzeba? Możemy w końcu czegoś nauczyć się od innych, czy w dalszym ciągu będziemy iść własną drogą, bo nie wiem… jesteśmy wyjątkowi i nie musimy nikogo naśladować? Niektóre przedstawienia w Maidenhead wystawiane są nawet bez scenografii i kostiumów. W końcu nie to w muzyce jest najważniejsze. Pokazuje to jedno z dołączonych zdjęć. Nie widzę też powodu dla którego nie moglibyśmy mieć własnej opery. Tych, których ogarnął teraz pusty śmiech, pragnę doinformować, że już wystawialiśmy własne (!) opery. A skoro kiedyś było można, to dlaczego teraz nie można? Dlaczego dzisiaj Kalisz tak degrandola dzieje? To co kiedyś było dla nas osiągalne teraz już nie jest? Przecież powinno być odwrotnie! Opery, operetki i wodewile wystawiane były w kaliskim teatrze, przygrywała oczywiście kaliska orkiestra symfoniczna, która dziś nosi dumną nazwę filharmonii.

Te szacowne instytucje kulturalne – teatr i filharmonia – są mniej więcej równe sobie wiekiem, obie mają ponad dwieście lat, podczas których przeplatały się wzajemnie – choćby wspólnym wystawianiem oper. Oczywiście filharmonia nie powstała ot tak, to był długi proces ewolucji, z tym że w przeciwieństwie do teatru, który w tym okresie doczekał się już trzeciego gmachu na swoją siedzibę, filharmonia nie ma jej do dziś. Jak to? Przecież koncertuje w auli UAM. No właśnie – to jest piękna, doskonała wręcz aula dla uczelni, ale pomijając już aspekt jednorodności takiego obiektu na pełne potrzeby filharmonii, to nie jest to ani odpowiedni gmach, ani odpowiednie miejsce dla tak starej i szacownej instytucji. Przede wszystkim nie jest to jej własna siedziba! Znowu koncertuje u kogoś, przedtem grywała w szkole muzycznej, Domu Rzemieślnika i kościele garnizonowym, a teraz na uczelni UAM. Najciekawsze jest to, że wszystkie dotychczasowe władze Kalisza uważały i uważają to za rozwiązanie problemu. Proszę zapytać się muzyków z filharmonii czy tak samo uważają. Dlaczego siedziba kaliskiej uczelni musi mieć godną siedzibę a Filharmonia Kaliska nie? W czym jako czynnik podnoszący rangę miasta jest od niej gorsza? Mamy w Kaliszu „galerię bezdomną” możemy mieć i filharmonię. Skoro przekształciliśmy orkiestrę symfoniczną w filharmonię, to odpowiednio do jej rangi oddajmy jej do użytku godną jej siedzibę. Wygląda na to, że stworzyliśmy instytucję na wyrost, która przerosła nasze możliwości. Ja jestem zwolennikiem równania w górę, a nie w dół, tak więc jeśli już stworzyliśmy filharmonię to zróbmy to do końca. Filharmonia to nie tylko orkiestra ani tylko jej dostojniejsza nazwa, to jest też prestiż i odpowiednia do jej rangi siedziba – jednorodna, godna jej siedziba.

Miasto Kalisz nie chce inwestować w takie rzeczy – a to błąd, bo właśnie takie rzeczy czynią miasto miastem. Wiedzieli o tym nasi poprzednicy z przełomu XIX i XX wieku. Gdyby nie ich dalekosiężne wizje i dążenie do zmieniania wyglądu miasta, Kalisz wcale nie musiałby być dzisiaj drugim miastem w Wielkopolsce. Marzy nam się powrót do statusu miasta wojewódzkiego? To w takim razie wyróżnijmy to miasto czymś w regionie. Stwórzmy w końcu coś wielkomiejskiego, bowiem bez wdrapania się o kilka szczebelków wyżej nikt podczas ewentualnej korekty podziału administracyjnego nie będzie nas traktował poważnie. Filharmonia, opera, planetarium i obserwatorium astronomiczne, ogród botaniczny, wysoce wydajna i ekologiczna komunikacja miejska oparta na szybkiej linii tramwajowej – to są nie tylko atrybuty wielkomiejskości ale czynniki miastotwórcze, które przyciągają i wybijają miasta na wyższy poziom. Wprowadźmy je, a województwo samo przyjdzie, nie trzeba będzie się o nie prosić. Nikt za piękną historię ani za podupadający czynnik demograficzny nam tego nie da – musimy sobie na to zasłużyć!

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować