Horror w tie-breaku. Siatkarki wygrywają w Arenie.

2016-10-13 11:49:00 Karina Zachara

Dwie i pół godziny zaciętej walki i emocji, które sięgnęły zenitu w piątej, ostatniej odsłonie spotkania. Siatkarki MKS Calisia Kalisz pokonały wczoraj we własnej hali AZS Politechniki Śląskiej Gliwice 3:2, zdobywając tym samym pierwsze punkty na pierwszoligowych parkietach.

fot. Karina Zachara
fot. Karina Zachara

Nie ma jak w domu, mogłyby rzec zawodniczki naszego pierwszoligowego beniaminka, które wczoraj, po szalenie zaciętym i emocjonującym boju pokonały ekipę z Gliwic. W starciu, którego nie były faworytkami, atut własnego parkietu miał wczoraj na pewno niebagatelne znaczenie.
Podopieczne Daniela Przybylskiego liczyły, że przed własną publicznością uda im się zmazać złe wrażenie i zaspokoić niedosyt jaki pozostał po dwóch zakończonych porażkami meczach wyjazdowych. Plan został wykonany, choć jego realizacja okazała się karkołomnym wyczynem. Konfrontacja umiejętności, zderzenie doświadczenia z młodością i wojna nerwów sięgnęły wczoraj zenitu, ale najważniejsze, że to nasze – debiutujące w pierwszej lidze zawodniczki, wyszły z tej rywalizacji zwycięsko, ku uciesze lokalnych fanów siatkówki.

- To był mecz walki o każdą piłkę, może z wyjątkiem czwartego seta, który nam po prostu uciekł. Dziewczyny zostawiły na parkiecie kawał serca. Jestem dumny z całego zespołu i z każdej z nich osobno. Ogromnie nas cieszą te pierwsze dwa punkty, zwłaszcza, że zostały zdobyte na własnym parkiecie, przed własną publicznością. Cieszę się, że kibice dopisali i mam nadzieję, że z meczu na mecz będzie ich coraz więcej – mówi trener Daniel Przybylski.

To, że parkiet kaliskiej hali stanie się areną zaciętej walki kaliszanki pokazały już w pierwszym secie, bez kompleksów podchodząc do rywalizacji z faworyzowanymi rywalkami. Wprawdzie ostatecznie przegrały tę pierwszą odsłonę spotkania 25:27, ale już w kolejnej role się odwróciły. Tym razem to gliwiczanki opuszczały parkiet w roli pokonanych (25:23). W trzeciego sera nasze panie weszły fantastycznie, serią kapitalnych zagrań zyskując wysokie prowadzenie (8:1). Niestety przewaga ta szybko stopniała, a nawet przez moment to rywalki zyskały nieznaczną przewagę (17:18). Na szczęście w końcówce seta podopieczne Daniela Przybylskiego odzyskały kontrolę nad sytuacją i ostatecznie wygrały tę partię do 21.

O tym, co wydarzyło się w czwartej odsłonie spotkania kaliszanki wolałyby szybko zapomnieć. To była prawdziwa klęska. Nie da się jednak nazwać inaczej porażki 25:13, po trzech wcześniejszych, naprawdę dobrze zagranych setach. Najważniejsze, że w tym ostatnim – decydującym, nasze siatkarki zdołały się dźwignąć. W, wydawało się, nie mającym końca tie-breaku, pokazując ogromny charakter i wolę walki, konsekwentną i ambitną grą sięgnęły po pierwsze w sezonie i debiutanckie w pierwszej lidze zwycięstwo. Świetnie w końcówce tej kluczowej dla wyniku całego spotkania partii, zaprezentowała się Sylwia Grobys, której punkty zdobyte w grze na przewagi doprowadziły do pomyślnego finału.

- To był ciężki mecz. Po drugim, wygranym secie, chyba trochę trudno było nam się skupić, głowy gdzieś uciekły. Może też zabrakło trochę sił, zwłaszcza w czwartym secie. Najważniejsze jednak, że w końcu się udało. Wprawdzie trzeba było walczyć w tie-breaku, ale mam nadzieję, że dzięki temu było dużo emocji, że się podobało. Strasznie się cieszymy, że kibice dopisali, że byli z nami, że wierzyli w nas mimo tych dwóch pierwszych porażek i że nadal będą przychodzić i odczuwać zadowolenie z tego co pokazujemy na boisku – podsumowuje Sylwia Grobys.

- Takiego meczu, z takim wynikiem w tie –breaku, dawno nie grałam. Myślę, że dla każdej z nas, niezależnie od tego ile lat gramy, było to duże przeżycie. Przeciwniczki zagrały z dużym spokojem, czego u nas, zwłaszcza w czwartym secie, brakowało. Wiedziałyśmy co grają, taktycznie byłyśmy ustawione, a mimo to nie do końca realizowałyśmy nasze założenia. Najważniejsze jednak, że zdołałyśmy się podnieść, odbić od dna i na koniec, wspólnie z kibicami, cieszyć ze zwycięstwa. Jestem bardzo dumna z całej drużyny, bo to było zespołowe zwycięstwo – dodaje Hanna Łukasiewicz, kapitan kaliskiego zespołu.

Czasu na regenerację sił kaliszanki mają niewiele. Już w sobotę kolejny mecz na wyjeździe. W Opolu czeka je potyczka z tamtejszym AZS-em. Do kaliskiej Areny wrócą 22 października, a podejmować będą siatkarki WTS Solna Wieliczka.

MKS Calisia Kalisz – AZS Politechniki Śląskiej Gliwice 3:2 (25:27, 25:23, 25:21, 13:25, 21:19)

MKS: Łysiak, Grzanka, Drewniak, Grobys, Łukasiewicz, Isailović, Kuehn-Jarek (l), Głowiak, Paluszczak, Karpińska, Makowska.

AZS: Toborek, Gutkowska, Stachowicz, Shapoval, Grzechnik, Szczepańska, Bąkowska (l), Wasiak, Tracz.

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować