Jak zepsuć Główny Rynek?

2018-01-12 09:33:00 Maciej Błachowicz

Na ulotce wyborczej obecnego Prezydenta Grzegorza Sapińskiego znalazła się obietnica, że przestrzeń publiczna w naszym mieście będzie projektowana poprzez ogólnopolskie konkursy architektoniczne. Szybko jednak okazało się, że obowiązuje schemat opisany przez prawicowego publicystę Ziemkiewicza jeden naobiecywał i nic nie spełnił to przyszedł drugi, naobiecywał jeszcze więcej i … nic nie spełnił.

Szybko okazało się też, że fora ze dwora – nikt żadnych konkursów na Główny Rynek organizować nie zamierza. Za to posługując się metodą zapytania (do trzech architektów) wybrano ofertę Andrzeja Żubryckiego – ofertę najtańszą.

W tej sytuacji dobrym rozwiązaniem mogło być nawiązanie (z dostosowaniem do współczesności) do stanu międzywojennego i takie rozwiązanie poparła p. konserwator. Choć odtwórcze i mnie wydawało się, że nie grozi to oszpeceniem Głównego Rynku. Niestety teraz biję się w piersi i pluję sobie w twarz bo już wtedy należało bić na alarm. Problemem nie jest fakt, że projekt nawiązuje do stanu przedwojennego tylko, że jest żałosną karykaturą tamtego rynku. Zgodnie z przysłowiem gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść, brzydotę tę zawdzięczamy licznym zmianom i poprawkom, domorosłych architektów, które ostatecznie popsuły to, co przynajmniej mogło nie przynosić miastu wstydu.

PROPORCJE? KTO BY SIĘ TYM PRZEJMOWAŁ.

Odtwarzając przedwojenną koncepcję nawierzchni Głównego Rynku należało nawiązać do przedwojennego układu chodników i jezdni, tyle, że nie w drobnej kostce brukowej ale w dużych płytach. W ten sposób uszanowano by historię nie rozdzielając tak silnie przestrzeni chodnika od jezdni. Niestety czynniki konserwatorskie za wszelką cenę postanowiły bronić zachowanej przedwojennej kostki brukowej. Zawarto kompromis – kostka zostanie, ale zeszlifowana i wypłaszczona. Niestety stała się rzecz gorsza. Architekt z nieznanych przyczyn nie powtórzył układu dawnej nawierzchni i zastosował wymiary wzięte chyba z powietrza bo na pewno nie z zachowanych planów. Tym sposobem zniszczono harmonijny układ placu wprowadzając dysproporcje pomiędzy poszczególnymi elementami. Można to zobaczyć oglądając choćby zdjęcia przedwojennego rynku z lotu ptaka. W efekcie rynek wg projektu Zubrzyckiego wygląda jak człowiek np. z długie rękoma a krótkimi nogami. Odkrycie XVII wiecznego zbiornika na wodę stało się dla władz okazją do rozprawienia się ze znienawidzonymi pozostałościami klombu. I tu władze spotkała niespodzianka bo chociaż pani konserwator wyraziła zgodę na eksponowanie zbiornika nie zgodziła się na likwidację klombu. Tylko domyślam się determinacji władz w walce z klombem, że w końcu to co pozostało udało się zmniejszyć. W ten sposób zafundowano nam rachityczny trawniczek na olbrzymiej „platformie”. Proporcji i podobieństwa do stanu przedwojennego brak.

OD DZIURELLI DO DOMOWEGO PRZEDSZKOLA

Wraz z wykopaliskami do „projektowania” przestrzeni Głównego Rynku włączyło się to co nazwę „lobby archeologicznym”. Lobby to zafundowało nam dwie ekspozycje archeologiczne. Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane o ile ekspozycje takie mają sens estetyczny na Zawodziu, przy Liceum Asnyka (fundamenty zamku) w tym miejscu będą niszczyć estetykę reprezentacyjnego placu. Pierwsza (na tyłach ratusza) z warstwami bruku to po prostu obmurowany i przykryty szybą wykop.

Jeszcze gorsza jest „dziurella” czyli dziura z pozostałościami ceglanego zbiornika na wodę. Po nadbudowie ceglana konstrukcja o gospodarczym przeznaczeniu będzie pasować do pałacowej elewacji ratusza jak pięść do nosa. Jak wiadomo, obiekt znajdował się w otoczeniu różnych budynków gospodarczych – może w imię „uatrakcyjnienia” Głównego Rynku też należałoby je też odbudować lub chociaż „wyeksponować”? Ciekawa jest kwestia opinii Rady Ochrony Zabytków – która poparła propozycję pokazania zbiornika. Trzeba przyznać, że zasiadają w tej radzie naprawdę wybitne autorytety. Niestety przy twierdzeniach o przypadkowym trawniczku i błędnym materiale ikonograficznym każdy nie znający kontekstu uznałby, że taka ekspozycja to dobry pomysł.

Tymczasem wraz z odkryciem, że obiekt na pewno nie był studnią ale tzw. rząpią pojawia się kolejny powód, żeby go nie eksponować. Celem ekspozycji archeologicznych jest pokazanie jak coś kiedyś wyglądało, jak żyli ludzie. W XVII wieku rząpia znajdowała się na płycie rynku i była płytkim zbiornikiem na wodę. Żeby ją wyeksponować konieczna jest nadbudowa. Jeśli zrobilibyśmy to ze studnią to nie zmienia to znacząco charakteru obiektu. Gdy nadbudujemy rząpie będzie ona już nie płytkim zbiornikiem ale głęboką cysterną. Będzie to zafałszowanie historycznego charakteru obiektu w dodatku niewiele mówiące o przeszłości.

Czy to koniec koszmaru? Ktoś z domorosłych architektów uznał, że dziurella to jeszcze za mało i postanowił zadowolić miłośników fontanny posadzkowej umieszczając je przed głównym wejściem do ratusza. Ten ktoś myślał zapewne, że plac jest czymś w rodzaju tortu i trzeba go ozdobić czymś na kształt świeczek z wody. Szkoda, że do tortu nie dodano kilku ławeczek ze sławnymi kaliszanami, żab kaliskich i Dorotek bo widać, że celem władz jest upchanie na placu wszelkich możliwych „atrakcji” z parasolami zasłaniającymi widok. Na koniec biednym kaliszanom zaprezentowano wizualizację o stylistyce „Domowego przedszkola”

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować