„Klęski w dziejach miasta” - recenzja naszego Czytelnika

2015-05-13 09:15:00 Andrzej Matras (przypisy red.)

Nie czytałem powieści „Niewidzialne miasta” Italo Calvino, nie znam też książki „Klęski w dziejach miasta Kalisza” Władysława Kościelniaka, w oparciu o które został zrealizowany spektakl w kaliskim teatrze „Klęski w dziejach miasta”. Szkoda, bo takie porównanie pierwowzorów z będącym jego owocem spektaklem byłoby pewnie ciekawym doświadczeniem – napisał na łamach portalu Calisia.pl, czytelnik Andrzej Matras.

fot. sk
fot. sk

Andrzej Matras napisał recenzję spektaklu, który odbył się w kaliskim teatrze „Klęski w dziejach miasta”.

Z drugiej strony może i dobrze, że nie czytałem, bo oglądając przedstawienie miałem odczucie, że kaliski spektakl ma raczej mało wspólnego z oryginałami, jest całkiem inną sztuką napisaną przez Agnieszkę Jakimiak i wyreżyserowaną przez Weronikę Szczawińską; to one, nie Calvino czy Kościelniak, są autorkami spektaklu.

Jak ocenić kaliskie przedstawienie? Pierwsze wrażenia po wejściu na widownię pozytywne. Widz jest skonfrontowany z ascetyczną dekoracją w postaci wielkiej rurowej konstrukcji pośrodku sceny, z lewej strony zawieszona jest wielka obręcz, z prawej ustawiono nowoczesną metalową harfę z gongiem, instrument, który będzie grał ważną rolę w sztuce. Muzyka i ogólnie dźwięki są bardzo istotnym elementem przedstawienia, już we foyer a potem na widowni, przed samym rozpoczęciem spektaklu, widzowie słyszą z głośników odgłosy kaliskiej ulicy, podczas samego przedstawienia dochodzą do tego elementy choreograficzne, przyznaję, że w wykonaniu sześciorga aktorów bardzo dobrze zrealizowane. W ogóle zwraca uwagę dobra gra aktorów, na szczególne wyróżnienie zasługuje Natasza Aleksandrowitch w roli Marco Polo, ale i pozostali aktorzy wywiązują się ze swoich zadań bardzo dobrze. W odbiorze gry pomagają też przemyślane i pasujące do tego rodzaju sztuki kostiumy aktorów – Nataszy Aleksandrowitch, ubranej w błyszczący trykot rodem z filmów science-fiction (mnie skojarzył się ze „Star Trekiem”), Jacka Jackowicza, noszącego niezwykły strój, coś pośredniego pomiędzy ubiorem maskującym komandosa a łachmanami kloszarda, nawet z przyczepioną rolką papieru toaletowego, czy Marcina Trzęsowskiego (grającego architekta Van Dera) w dziwacznej białej marynarce w kratę z uciętą tylną połą. Warstwa muzyczno-dźwiękowa i scenograficzna sztuki jest naprawdę udana, widać, że jest wynikiem starannego przemyślenia.

A jednak „Klęski w dziejach miasta” rozczarowują, nie jest to ten rodzaj dramatu, który przemawiałby do mnie. Wydaje się, że wina leży tu w samym tekście przedstawienia, który rozbiegł się z moimi oczekiwaniami. Słysząc tytuł „Klęski w dziejach…”, myślimy oczywiście przede wszystkim o zniszczeniu Kalisza w 1914 roku, przychodzą nam na myśl też pożary, epidemie. Wszystkie te wydarzenia są wspomniane w tekście sztuki, ale w tak abstrakcyjnej, odrealnionej formie, że nie wywołują w nas żadnego poruszenia. Wzruszenie wywołałoby przedstawienie na scenie losów konkretnych postaci, nieważne, czy żyjących rzeczywiście czy fikcyjnych, ale postaci, z którymi moglibyśmy się identyfikować, które wywołałyby w nas katharsis. Pożar i tragedię Kalisza (Kalińca) w 1914 roku bardzo dobrze przedstawiła Maria Dąbrowska w „Nocach i dniach”. Nie nawołuję tu do przeniesienia na scenę realistycznej powieści Dąbrowskiej, wiem, że Agnieszka Jakimiak, jak i inni współcześni twórcy teatralni, reprezentuje całkiem odmienną, odżegnującą się od realizmu poetykę, uważam jednak, że w „Klęskach w dziejach miasta” zabrakło takiego pierwiastka konkretu, ukazania indywidualnych losów ludzkich, przez co sztuka stała się odhumanizowana. Czy nie byłoby lepiej napisać sztukę nie o „klęskach w dziejach miasta”, lecz o ludziach, którzy tych klęsk doświadczyli?

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować