Śliwkowe dylematy, czyli „Zrywać czy nie zrywać? Oto jest pytanie...”

2018-09-12 10:22:00 artykuł nadesłany przez Czytelnika

Mimo wszechobecnej suszy i problemów rolników z uprawami, nie wszystkie gałęzie gospodarki mają się źle. Śliwki w tym roku obrodziły nadspodziewanie hojnie, co chciała wykorzystać jedna z naszych czytelniczek. Z pozoru błaha sprawa, zakończyła się obopólnym niesmakiem. „Zrywać czy nie zrywać? Oto jest pytanie…”

List od czytelniczki

W tym roku obrodziło owocami- wiszą na drzewach i nikomu nawet zrywać się nie chce, bo tak dużo i takie tanie. A teraz właśnie nadszedł czas na śliwki. Jeśli ktoś zna smak domowych powideł to wie o co chodzi.

Objeżdżając okolice Kalisza na rowerze, w Skarszewku, zauważyłam drzewa uginające się pod ciężarem owoców- śliwek węgierek, a na ziemi leżało ich jeszcze więcej. Takich jak kiedyś zrywałam u cioci w ogródku. Nikt ich nie zrywał, drzewa rosły na poboczu, przy płocie gospodarza. Dojrzałe śliwki spadały na ziemię i tylko osy i muszki owocówki latały dookoła.

Spytałam się gospodarza, obok którego płotu rosły te drzewa- tzn, osób które akurat tam były- czy można zrywać? W odpowiedzi było machnięcie ręki, i rzucone w powietrze :” a rwij Pani”, a ktoś z boku dodał: „i tak rosną na poboczu”. Czyli że można – tak zrozumiałam.

Na drugi dzień, razem z córką wybrałyśmy się na śliwki. Nie spodobało się to gospodarzowi z naprzeciwka, ale przypomniałam mu rozmowę. Stał przy nas, przyglądał się ile zrywamy, chyba nie był zadowolony, że rwiemy te śliwki- powinny spaść na ziemię i zgnić- a nie jakieś miastowe przyjechały i zrywają „jego” śliwki.

Zerwałyśmy sporo, pewnie z 6 kg, czyli za około 6 zł,!!! podzieliłam się z sąsiadką, Niestety sporo trzeba było wyrzucić.

I to już koniec sielankowej opowieści. Zachciało mi się jeszcze więcej śliwek!

Namówiłam sąsiadkę – pojechałyśmy zrywać śliwki następnego dnia. I zaczęło się. Gospodarz z przylegającego gospodarstwa przyszedł niezadowolony, że zrywamy jego śliwki. Ale gospodarz z naprzeciwka – to dopiero była agresja. Krzycząc- co my tu robimy, podszedł do mojej sąsiadki – przerażonej – wysypał wszystkie zerwane śliwki i kazał się wynosić, Do mnie odwrócił się, złapał mnie za koszulę, szarpał, zamachnął się żeby mnie uderzyć, ale ktoś go powstrzymał. Widziałam niesamowitą złość w oczach, i krzyk ”wynocha, moje śliwki” i podobne słowa – można sobie dopowiedzieć jakie. Ale to nie wszystko – słysząc krzyki zeszło się ok. 10 osób – wszyscy wyzwali nas, obruszeni, że zrywamy „ ich” śliwki. Dobrze, że nie mięli kosy pod ręką, bo chyba obcięliby mi głowę. Bardzo nieprzyjemna sytuacja.

Odjechałam, bez śliwek, ale niesmak pozostał.

Po kilku dniach przejeżdżałam obok tych drzewek- śliwki dalej gniją, nikt ich nie zerwał.

Życzę wszystkiego dobrego gospodarzom ze Skarszewka.

Złodziejka śliwek.

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować